Saturday 16 July 2011

O BANDYTACH z NSZ raz jeszcze

Zakłamywanie historii uznawane jest za „zbrodnię przeciwko narodowi”. Bez cienia przesady, można ów problem porównać do błędu w sztuce lekarskiej, tyle, że konsekwencje ponosi cała zbiorowość jako organizm, naród, grupa społeczna albo polityczna formacja. Znane są dokonania peerelowskich historyków, dla których - w myśl marksistowskich teorii - "historia to polityka robiona wstecz”. Niestety, do dzisiaj cierpimy wielorakie konsekwencje ich działalności. A jednak, po 1989 roku żaden z zawodowych fałszerzy historii nie zdał sprawy ze swoich dokonań, a dzisiaj często uchodzą za „wybitnych” i „znakomitych”. Po prostu kwitną w III RP, a ich dzieła nie tylko wybielają zdradziecką peerelowską przeszłość. Kontynuują pracę politruków, tym razem w imię politycznej poprawności, której aksjomaty są – jakże często(!) - zbieżne z dyrektywami komunistycznej propagandy. Pewnie inaczej nie potrafią.
Do tego grona dołączyli zupełnie liczni wychowankowie – „wnuczęta Aurory”, którzy wraz z sympatiami politycznymi przejęli też zasady „naukowego” warsztatu. Ich ofiarą padają zwłaszcza formacje narodowe.


KOLEJ NA SĄDY?
W ostatnich miesiącach w polskiej prasie pojawiły się informacje na temat konfliktu pomiędzy prof. Mirosławem Piotrowskim i dr. Sławomirem Poleszakiem. Wielu komentatorów miało zastrzeżenia na temat sądowego rozstrzygania „naukowego” – jak twierdzili - sporu. Nie znam faktów, dlatego też nie mam opinii na temat sprawy, a jednak wcale nie jestem pewny, że rzeczywiście chodzi tu o spór naukowy.
Przy tej okazji, paru komentatorów (także w S24) przypomniało moją polemikę z treściami zawartymi w publikacjach dr. Poleszaka, co miało miejsce przed sześcioma laty.
Chodziło o to, co ów historyk zaprezentował w biogramie mojego śp. Ojca, w publikacji "Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956", Słownik Biograficzny, tom I, Kraków-Warszawa-Wrocław 2002, s. 245-248, oraz w pracy „Podziemie antykomunistyczne w łomżyńskiem i grajewskim (1944 – 1957)”, Warszawa 2004.
Przypomnę, że mój ś.p. Ojciec, kpt. Bolesław Kozłowski ps. "Grot", "Sowa", "Hanka", "Łukasz" – był dowódcą powiatu  XIII/9 NSZ-NZW, obejmującego terytorialnie Łomżyńskie i zastępcą Komendanta Okręgu Białostockiego NSZ-NZW.
W działalność konspiracyjną włączona była cała rodzina mojego Ojca. Z tego właśnie powodu mój Dziad Izydor z najmłodszym synem trafili do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie zostali zamęczeni. W bezpośrednich walkach z Niemcami zginęli dwaj starsi synowie. Utrata majątków była już niczym. Ocalał jeden z braci, który dzielił  powojenny los Ojca. Obaj walczyli do amnestii w 1947 roku, a potem przeżyli okrótne śledztwa, wieloletnie więzienia i lata poniewierki w PRL, inwigilacje i szykany.
(O losach rodziny pisałem w artykule:
Wspomnienie o Ojcu http://www.glaukopis.pl/pdf/7-8/Glaukopis_7-8_Artykuly.pdf)
Przyznam, że – po lektórze wymienionych publikacji - bardzo poważnie zastanawiałem się nad skierowaniem sprawy do sądu. Zresztą, jest to nadal aktualne. Wezwałem dr.  Poleszaka do sprostowania, odwołania kłamstw, ale do tej pory tego nie uczynił. (Werdykt sądu w sprawie A. Michnika przeciwko IPN, a dotyczącej czci jego ojca działa zachęcająco.)


OGRÓD NAUK PANA DOKTORA
Lektura wspomnianego biogramu była dla mnie szokiem. W krótkim tekscie znalazłem wiele informacji, które nie odpowiadają prawdzie; dotyczy to nie tylko obiektywnych faktów z życia mojego śp. Ojca i mojej Rodziny, ale także, co jest karygodne, pewne stwierdzenia w fałszywym świetle przedstawiają Ojca jako żołnierza NSZ-NZW, a ostatecznie - fałszują historię podziemia narodowego w Łomżyńskiem.
Wydany przez IPN słownik biograficzny ma zapewne stanowić bazę danych dla badaczy historii tego okresu, dlatego więc sprawa wymaga rzetelnego potraktowania. Przyznam, że nigdy przedtem - poza publikacjami z czasów PRLu - nie napotkałem tekstu mającego stanowić encyklopedyczną bazę danych, a zawierającego taką liczbę błędów, przeinaczeń i istotnych ominięć.Oto przykłady:
Daty? – Np. swobodnie odmłodził moją śp. Matkę o pięć lat, tak, że wychodząc za Ojca, musiałaby być nastolatką. (Czy to tylko przypadek?...). Mój dziad - ziemianin, właściciel kilku majątków ziemskich, a do tego szlachcic z wielowiekową tradycją rodu, został uznany przez autora za ...chłopa małorolnego na 15 hektarach. Albo, jak można odnieść się do braku informacji o udziale śp. Ojca w unikalnej w kontekście całej okupacji niemieckiej akcji uwolnienia z rąk gestapo 300 Polaków z więzienia w Łomży w czerwcu 1944 r.? Bolesław Kozłowski był i projektodawcą i egzekutorem.
Skąd pochodzi informacja, że mój śp. Stryj, „został zwolniony [sic!] [z łomżyńskiego więzienia – K.K.] po wkroczeniu Niemców w czerwcu 1941? W rzeczywistości nigdy w więzieniu nie siedział, a Polacy tam osadzeni „zwolnili się” sami po ucieczce Sowietów.
Niebywałe! Czy to wypływa tylko z niechlujstwa? Oczywiste jest, że takie „fakty” pomogły zilustrować pewien zamierzony przekaz; jest to czytelne. A poza tym, jeśli to były tylko „pomyłki”, to - skoro w małym fragmencie pracy, badacz był w stanie popełnić ich aż tyle i pominąć wiele istotnych informacji - czy można potraktować poważnie jego obszerniejsze publikacje?

Z kolei jego książka przyniosła wielce doniosłe, a „naukowe” odkrycia. Do części z nich szczegółowo odniosłem się w mojej polemice:
2) W odpowiedzi Panu Poleszakowi (polemika c.d.)
http://www.glaukopis.pl/pdf/5-6/glaukopis5-6_PoleszakKozlowski.pdf

Zapraszam do lektury. Tym razem chciałbym w skrócie przypomnieć tylko niektóre skandaliczne opinie, kłamstwa i manipulacje, napotkane w pracy S. Poleszaka. Przypomnijmy, że nigdy ich nie odwołał, ani nie poparł dowodami:
W pracy „Podziemie antykomunistyczne (…)”, publikacji, która jest rezultatem – jak to stwierdził – jego "wieloletnich badań", czytamy między innymi: "w szeregach NSZ znalazła się pewna ilość komunistów, a nawet różnych przestępców kryminalnych" (s. 339), ale nie były to jedynie wyjątki, bo żołnierze NSZ-NZW: "bardzo często wywodzili się z elementu przestępczego" (s. 348).
Tak więc, NSZ/NZW jest dla autora - zgodnie ze stalinowskimi ustaleniami - organizacją bandycką, ale okazuje się, że… nie tylko, bowiem odkrycie komunistów w szeregach NSZ to wielki przełom w badaniach nad tą organizacją, to nareszcie coś nowego. Przy tej okazji okazało się, że dla IPN - reprezentowanego tu przez dr. Poleszaka - podziemie narodowe, to „bandy komunistyczno-kryminalne”. Nareszcie już wiemy, jakie było prawdziwe oblicze NSZ?...
Należało oczekiwać, że tak radykalne stwierdzenia zostaną poparte obfitym materiałem dowodowym, ale niestety zabrakło uzasadnienia, bo na pewno nie jest nim retoryka  przeciwników politycznych NSZ/NZW! Raporty innych organizacji są niejednokrotnie lustrzanym odbiciem konfliktu widzianego przez oponentów (w tym przypadku z WiN), a kontrwywiad NZW wskazywał na głęboką penetrację podziemia poakowskiego przez agenturę NKWD. Ale taką sugestię dr Poleszak zdecydowanie odrzuca. Oczywiście bez próby uzasadnienia.
(Próżno też szukać w książce informacji o zastrzeleniu (zamordowaniu?...) żony ppłk.  Władysława Liniarskiego „Mścisława”, komendanta białostockiej AKO, pod pretekstem odmowy oddania organizacyjnych pieniędzy. Dokonali tego podwładni pułkownika już po jego aresztowaniu.)

***
Przypomnijmy inne, wielkie odkrycie dr. Poleszaka: oto wg jego "ustaleń", "charakterystyczne jest to, że w podziemiu narodowym nie było osób z wyższym wykształceniem".
I tak, AK rzekomo była organizacją inteligencką, o „wyższym poziomie intelektualnym i fachowym”, w przeciwieństwie do NSZ, czyli bandy ledwo-piśmiennych wieśniaków. Autor określa ich jako „partyzantkę wiejską”. Wielokrotnie o tym zapewnia: "Bardzo ważnym problemem, z jakim borykały się NSZ, był brak inteligencji (...)”  .
Podobne twierdzenia S. Poleszaka o braku ludzi wykształconych w podziemiu narodowym zadziwiają swoją niezwykłością. Skoro przed wojną większość inteligencji polskiej była właśnie z przekonań "narodowa", a co jest znanym faktem, to jak to jest możliwe, że jej przedstawiciele nie znaleźli się właśnie w formacjach narodowych?!
A tymczasem nawet informacje zawarte w samej publikacji przeczą zapewnieniom autora. (Czyli już sam nie wie, o czym pisał?) Np.  dostrzega - obok inżyniera, mjr. Romualda Kozioła – absolwenta Politechniki Warszawskiej, udział księdza - osoby jednak wyedukowanej -  uczestniczącego w naradzie dowództwa NZW. Pomimo tego nie znalazł w organizacji nikogo z wyższym wykształceniem! A tymczasem, w innym miejscu pisze: "jest bardzo wiele nierozszyfrowanych pseudonimów członków komendy" (s. 40), to co może powiedzieć o ich edukacji i pochodzeniu? (Może to „dar proroctwa”?)
Jak twierdzi, "szczegółowo przeanalizował podziemie w aspekcie socjologicznym".  Niemniej, całkowicie bezpodstawnie przypisał mojej rodzinie pochodzenie chłopskie, o czym wspominałem. Zarówno ojciec, jak i jego trzej bracia – pełnili funkcje dowódcze. Np. komendant łomżyńskiego NSZ, mój stryj, kpt.Antoni Kozłowski „Biały" był ziemianinem i absolwentem Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, (a do tego zawodowym oficerem WP). Podobnie trzech starszych braci; tylko Bolesław był jeszcze studentem (ale miał wykształcenie „niepełne wyższe” odpowiadające dzisiejszej kategorii bakałarza).  Ponadto, wszyscy oni jeszcze przed wojną ukończyli szkołę dla podchorążych i zasilili kadrę dowódczą.
A przecież edukacja mojej rodziny nie stanowiła w organizacji wyjątku. Do braci dołączyło niemałe grono przyjaciół - absolwentów i studentów USB w Wilnie, jak np. por. Tadeusz Pusz "Niemira", albo ppor. Siemaszko, ps. "Wujaszek" - absolwent tego samego uniwersytetu. I wielu innych wyedukowanych ludzi.
Mało tego. Ostatecznie, same akta UB zawierają - inny niż u autora - obraz sytuacji: oto wg zestawienia na temat osób ujawniających się w powiecie grajewskim (uwzględnionym przecież w statystykach S. Poleszaka) kryptonim "Jezioro", "Bałtyk", trzy osoby miały jednak „wyższe” wykształcenie; dwie - "niepełne wyższe". A są to dane tylko z terenu jednego powiatu i dotyczą wyłącznie osób ujawnionych. Zwróćmy uwagę, że ta ostatnia kategoria występuje w statystykach UB, a została pominięta (!) w tabelce S. Poleszaka (str. 439). I tak zamieszcza rubryki „niepełne podstawowe” i „niepełne średnie”, ale nie ma grupy „niepełne wyższe”... Ba, nawet w trakcie polemiki obstaje przy swoich „ustaleniach”. Twierdzi, że mój stryj, który uzyskał absolutorium, a obronę pracy uniemożliwił wybuch wojny – posiadał tylko średnie wykształcenie.

***
W wielu miejscach sugeruje, bądź otwarcie zarzuca organizacji niski „poziom intelektualny i fachowy”. Nic też dziwnego, że o osiągnięciach organizacji mówi tylko zdawkowo, ale generalnie – zupełnie pomija najważniejsze; np. próżno szukać informacji o wielkim sukcesie NSZ za okupacji niemieckiej, czyli UWOLNIENIU 300 WIĘŹNIÓW Z RĄK GESTAPO w czerwcu 1944 r. (a więc w okresie mieszczącym się w zakresie opracowania).
Była to akcja precyzyjnie zaprojektowana i wykonana, świadcząca o wielkich walorach tak kpt. "Białego" jako dowódcy i stratega, jak i całego oddziału. Obyło się bez jednego wystrzału. Niebywała jest liczba uwolnionych oraz to, że okoliczna ludność nie poniosła żadnych konsekwencji. Było to może jedyne tego typu zdarzenie w dziejach całej okupacji. Można o nim przeczytać w Encyklopedii „Białych Plam”, jest też wspominane i opisywane przez regionalnych historyków łomżyńskich i w wielu innych publikacjach. Zachowały się też niemieckie obwieszczenia, wywieszane po tym wydarzeniu.
Nie dość, że dr Poleszak całkowicie przemilcza tę głośną akcję NSZ (jak i wiele innych), to jeszcze sugeruje, że uwolnienia więźniów dokonała AK; twierdzi, że "oddział Stanisława Marchewki "Ryby" uprowadził landrata Mullera, za uwolnienie którego żądano zwolnienia przetrzymywanych w więzieniu w Łomży" (s. 56) Otóż, sprawa z landratem jest spleciona z akcją NSZ, którą poprzedza; uwolnienie (dodatkowe!) stu więźniów za Mullera było inicjatywą Niemców, którzy nie wiedzieli, że został on przedtem stracony. Nikt nie żądał okupu za Mullera!
Tak więc mamy do czynienia ze świadomym fałszerstwem popełnionym przez pana doktora. Ale jest to tylko jeden z wielu przykładów, w jakie jego dzieło obfituje.

***
„Dowody” rzekomego bandytyzmu, jakie przytacza, zostały m.in. poddane obróbce językowej; czyli po prostu są spreparowane. Jest to szczególnie widoczne w opisach akcji przeprowadzanych przez oddział PAS, działający w gminie Jedwabne. Nieproporcjonalnie duża liczba opisów dotyczy likwidacji. Przytoczone zdarzenia (a szczególnie konflikt między organizacjami) autor komentuje z użyciem takich terminów, jak: "napadli", "zrabowali", "zamordowali". Jest to ocena moralna i zarazem werdykt sędziowski.
Takimi oto metodami Poleszak urabia opinie i sympatie, jakże często - nieświadomego czytelnika. Zauważmy, że są to jednak zwyczajne manipulacje. Oto jeden z przykładów:
gdy przy próbie zlikwidowania denuncjatora przez AKO doszło do zabicia babci i dzieci (s. 96), autor opisuje to zdarzenie jako tragiczną pomyłkę, łagodząc przykry wydźwięk i umieszczając je w kontekście akcji uzasadnionych.
Ale już podobna w skutkach akcja PAS, w której zginęła żona i dzieci zdrajcy, została określona jako "wymordowanie rodziny" (s. 277), co oczywiście zakłada złe intencje wykonawcy. Autor idzie jeszcze dalej, twierdzi bowiem - bez przedstawienia jakiegokolwiek dowodu-  że za "wymordowanie rodziny" dowódca akcji został "odwołany ze stanowiska" (s. 272). Jest to wielkie nadużycie, a po prostu zwykłe oszczerstwo, bo skąd autor wie, że w opinii przełożonych było to "morderstwo", a nie zaś akcja przeprowadzona w sposób nieudolny, albo bez zachowania należytych środków bezpieczeństwa? Proszę przedstawić dowody. Za bezpodstawne wymordowanie rodziny kodeksy organizacji przewidywały karę śmierci, i takie wyroki były wykonywane.
***
Autor nie zna (?), albo nie rozumie sytuacji, jakie przytacza. Pisząc o masakrze w Czerwonym Borze w czerwcu 1944 r., twierdzi, że zginęli żołnierze AK, podczas gdy byli to przede wszystkim żołnierze zambrowskiej NOW, grupy zachowującej w szeregach AK ideową odrębność i własne dowództwo. Wtedy doszło do zgrupowania ok. 300 żołnierzy AK i NOW - wg pomysłu i pod dowództwem AK - w Czerwonym Borze (gdzie zginął także kpt. Antoni Kozłowski, "Biały" z NSZ), kiedy niemal kompletnie zmasakrowano grupę żołnierzy NOW. Zostali porzuceni przez nadzwyczaj nieudolnego inspektora Jana Buczyńskiego „Jacka” z AK, który z resztą żołnierzy w porę się wycofał, pozostawiając narodowców na pastwę Niemców!
Zwróćmy uwagę, że jest to powszechnie znany fakt, który kładzie się głębokim cieniem na późniejszych relacjach między organizacjami. Ale dr Poleszak woli upatrywać genezę późniejszego konfliktu w apetycie na władzę i pogonią za liczebnością podwładnych dowództwa NSZ/NZW, o czym wielokrotnie pisze. Nawiasem mówiąc, bardzo ciekawe są późniejsze, powojenne losy kpt. Buczyńskiego. Podczas gdy jego koledzy i podwładni ginęli w walkach z komunistami i konali w więzieniach, on natychmiast znalazł swe miejsce w szeregach nowej władzy, wiernie jej służąc aż do swej śmierci.

***
Wbrew istniejącym świadectwom i „charakterystykom” UB – autor forsuje opinię, że podziemie narodowe było nieliczne. I tak, w sytuacji kiedy organizacja miała przewagę liczebną w terenie, to wg niego były to liczby nawet dwukrotnie (!) niższe od stanu konkurencji!

I tak dalej... Takich rewelacji jest w książce dr. Poleszaka dużo, dużo więcej. A do tego manipuluje danymi, kłamie, tworzy fałszywe tabelki. Ujawnia wielkie braki wiedzy na temat NSZ i NZW. (Niemniej, do końca nie wiemy naprawdę, o czym rzeczywiście nie wie, a co tylko przemilcza). To wszystko dyskwalifikuje go jako historyka.

***
I jeszcze parę słów o naukowych koneksjach dr. Poleszaka. Ważnym potwierdzeniem jego odkryć (jak np. „bandyckiego” charakteru NSZ/NZW), są treści zaprezentowane w „historycznym” dziele red. Anny Bikont z „Gazety Wyborczej” - „My z Jedwabnego”. "Ustalenia" dr. Poleszaka na temat podziemia narodowego dziwnie zgadzają się z opiniami jej rozmówców: "- Jaka to antykomunistyczna partyzantka, to w większości byli bandyci"; albo "- Tu działał NSZ /.../ ale żeby oni jakąś akcję zrobili przeciw Niemcom, to nie słyszałem." Dr Poleszak też nie słyszał?... Skrzętnie pominął udane akcje NSZ. Oczywiście dzieli z autorką nienawiść do NSZ/NZW, co przekłada się na niebywałą tendencyjność jego publikacji.
Pani redaktor przejęła retorykę UB na temat NSZ, a co ciekawe, takie opinie wygłaszają jej rozmówcy, autentyczni konfidenci, współpracownicy UB.
Odnosząc się do początków PRL, podobnie jak i historycy środowiska „Gazety Wyborczej”, dr Poleszak bliski jest tezie o „wojnie domowej”. Np. uważa, że "do powrotu z emigracji Stanisława Mikołajczyka i powołania Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN), mieliśmy do czynienia z okupacją sowiecką." Potem sytuacja nie jest dla niego "jasna". Pisząc o konspiracyjnych publikacjach NZW stwierdza: "Propaganda pisana i szeptana ukierunkowana była na szkalowanie [sic!] nowej władzy /.../" (s. 299).
Dlaczego S. Poleszak przedstawił NSZ jako ruch chłopski? Po co tak się fatyguje? -Właśnie ta teoria jest zadziwiająco zgodna ze słynną a absurdalną tezą Jana T. Grossa o "chamach i Żydach" za okupacji, w której bezpodstawnie sugeruje obojętność inteligencji, reprezentowanej (jak i u Poleszaka) przez AK, na wojenny los Żydów -  zgotowany im rzekomo przez "chamów". (zob. Jan T. Gross, "Niepamięć zbiorowa").

Generalnie sprawę ujmując, potraktowanie NSZ przez dr. Poleszaka spełnia wszelkie propagandowe wytyczne UB, dotyczące sposobu prezentowania podziemia narodowego. I tak, wg charakterystyki propagandy wczesnego PRL, „NSZ i NZW to nieliczne organizacje zajmujące się bandytyzmem, terroryzujące ludność, niemające najmniejszego poparcia społeczeństwa.". Tak, nawet ostatni postulat został przez niego spełniony.

***
Uważnie przyjrzałem się metodom badawczym dr. Poleszaka. Zachęcam Państwa do zapoznania się z treścią polemiki. Moje – oddające stan rzeczy, bardzo stonowane opinie aż tak oburzyły dr. Poleszaka, że odwoływał się on do „kanonów pisarstwa historycznego”. Jednocześnie tenże autor dywaguje na temat „języka dyskursu historycznego”. Poucza swych oponentów o potrzebie kulturalnej dyskusji, a jednocześnie – jako autor artykułu „O potrzebie kulturalnej dyskusji” - sam traktuje żołnierzy narodowego podziemia nie lepiej niż ubecka propaganda; ubliża im i poniewiera nimi. To nie tylko świadectwo kultury. Jest to działalność przestępcza.

Co znamienne, nawet w polemice dopuścił się manipulacji, np. pomijając część mojej  wypowiedzi i jej kontekst. Oceniając moje uwagi i fakt opublikowania ich przez „Glaukopis”, rezolutnie stwierdził: „Lektura tekstu Pana Konrada Kozłowskiego zmusiła mnie do zadania sobie pytania, czy o ile można zrozumieć, że ktoś może coś takiego napisać, to czy można zrozumieć, że pismo aspirujące do miana naukowego użycza swoich łamów dla publikacji reprezentującej taki poziom?”
No cóż... Retoryka nie zastąpi argumentacji. Należało merytorycznie odnieść się do konkretnych zarzutów, ale - generalnie – nie zechciał. Manipulatorskie skłonności dr. Poleszaka dostrzegali także inni jego polemiści. Na niewygodne zarzuty odpowiedział jednak wyłącznie oburzeniem.


ALE KOGO TO OBCHODZI?
Analizując prace dr. Poleszaka, zadałem sobie sporo fatygi, no i co z tego? Po udowodnieniu fałszerstw, niewiedzy, kłamstw i oczywistych manipulacji można było oczekiwać reakcji środowiska historycznego na poczynania kolegi „naukowca”. Ale nic takiego nie miało miejsca.
- Może się mylę? Poza panegirykiem autorstwa dr. Grzegorza Motyki panowała cisza. Moje komentarze na temat prac dr. Poleszaka wysłałem do IPN listem poleconym.
Wierzyłem, że sprawa zostanie rozwiązana. Dostrzegając pozytywne zmiany w działalności Instytutu pod kierownictwem prof. J. Kurtyki, powstrzymywałem się od dalszego działania, a zwłaszcza  krytyki pod adresem tej instytucji. Nie chciałem włączać się do nagonki, jaką uprawiały środowiska „salonu”. Ale nie doczekałem się żadnej odpowiedzi.
[List do Prezesa IPN
- Zaniedbanie?... A może po prostu bali się go ruszyć?... (Dzięki temu unikęli oskarżeń o prawicowość, nacjonalizm, a nawet antysemityzm? Nikt nie chce zostać historykiem „kontrowersyjnym”). Jak widać, owa bezczynność zaowocowała w końcu ogólnopolskim skandalem, a przecież można było w porę przeciwdziałać. Byłoby to działanie także w interesie dr. Poleszaka.
Ostatecznie, do dzisiaj nie doszło do korekty hasła w słowniku, ani też autor nie odwołał kłamstw i obelg wygłoszonych pod adresem łomżyńskiego NSZ/NZW. Wręcz przeciwnie, wyraził samozadowolenie ze swoich dokonań.
A tymczasem, dla nieświadomych odbiorców, „odkrycia” dr. Poleszaka stanowią podstawowe źródło wiedzy i są powielane w innych publikacjach.
Może w nagrodę(?) został awansowany, a – jak zauważyłem - jako „ekspert” często i z wielkim znawstwem wypowiada się właśnie na temat NSZ.
Przyznam, że bardzo zdziwił mnie wstęp do księżki, pióra prof. Tomasza Strzembosza - postaci o dobrej reputacji. Czy wiedział, w jakim kierunku poszły modyfikacje pracy doktorskiej w w wersji drukowanej?... Nawet pomimo znanej niechęci profesora do podziemia narodowego – jest to nieprawdopodobne. Niemniej, taka rekomendacja zapewne rozwiewa wątpliwości wielu nieświadomych czytelników.

Ale mniejsza o okoliczności. Doszło do wielkiego wypaczenia historii. Dlatego sprawa wymaga rozwiązania.

No comments:

Post a Comment